poniedziałek, 10 października 2016

Nie takie Leicester straszne…

Leicester przywitało nas deszczem, ale jak przyznaje Bartosz Kapustka, angielska pogoda wcale mu nie doskwiera, wbrew powszechnym opiniom. - Jestem w Anglii już dwa miesiące, ale dopiero trzy dni były deszczowe. Nie jest tak źle, jak wszyscy myślą, że na Wyspach tylko leje, chłód i mgła. Spokojnie da się funkcjonować, angielska aura wcale mi nie przeszkadza - mówi reprezentant Polski i zawodnik mistrza Anglii.

Z dworca w centrum Leicester jedziemy kilkanaście mil poza miasto. Kiedy zatrzymujemy się przed domem "Kapiego" okazuje się, że to nie jakaś ogromna willa z pięcioma basenami, tylko normalny domek pod miastem, jakich w Anglii i samym Leicester jest całe mnóstwo. - Długo szukałem dla siebie odpowiedniego miejsca, aż w końcu znalazłem. Sam wybrałem ten dom, coś mnie w nim urzekło, uznałem wraz ze swoją dziewczyną, że to będzie dla nas idealne miejsce. Klaudia bardzo mi pomaga, załatwia wszystko, od mebli po inne proste sprawy, kiedy ja spędzam czas w klubie. Jest nieoceniona - opowiada "Kapi" zaznaczając jednocześnie, że chce chronić swoją partnerkę przed światem mediów i mówić o niej jak najmniej.
W sobotę rano poznajemy jego szalonego pieska - suczkę Daisy, rasy Jack Russell terier, odmiana szorstkowsłosa, która nie daje chwili wytchnienia i nieustannie domaga się zabawy. - Przywiozłem ją z Polski, choć to nie lada wyzwanie. Nie chciałem jej stresować lotem, więc dotarła do Anglii drogą lądową. Jest świetnym towarzyszem, kochana psinka. Nie wyobrażam sobie, żeby jej tu z nami nie było - nie kryje swojej sympatii do czworonoga. 

Jedziemy do ośrodka treningowego Leicester. Wjeżdżamy na teren bez żadnych problemów. Wysiadamy, podchodzi do nas ochroniarz. - To moi znajomi z Polski, są dziennikarzami, przyjechali w odwiedziny - zaznacza pomocnik Leicester. - OK, zapytam bossa, czy mogą obejrzeć trening - rzuca sympatyczny John około 70-tki. Chwilę później odnajduje nas i oznajmia: - Boss się zgodził, żebyście obejrzeli zajęcia. Macie szczęście, bo nikomu na to nie pozwala. 1:0 dla nas! Zasadzamy się przy wyjściu na boisko dla zawodników. Jednym z pierwszych napotkanych graczy Leicester jest Marcin Wasilewski. - Dzień dobry! - witamy się. - Ooo, dzień dobry panowie. Przyjechaliście do Bartka? To dobrze, bo ja nie rozmawiam z mediami - stawia jasno sprawę "Wasyl".
Po chwili pojawia się Claudio Ranieri. - Szefie, dziękujemy za pozwolenie na oglądanie zajęć - mówię do Włocha łamaną "włoszczyzną". - No problem. Take your time - odpowiada ze śmiesznym angielskim akcentem opiekun "Lisów", uśmiechając się szeroko do obiektywu. Wychodzi Kasper Schmeichel. - Jesteście z Polski? Kurwa mać! - klnie soczyście Duńczyk, pokazując za plecami palcem na "Wasyla". Mistrzowie Anglii trenują ponad godzinę, na innych boiskach grają swoje mecze przeciwko rówieśnikom ze Swansea drużyny młodzieżowe: U-16 i U-18. - Kapustka? Nie znam, ale w pierwszej drużynie "Łabędzi" broni Łukasz Fabiański. Fantastyczny zawodnik! - mówi młody gracz z Walii, zagadany o polskich piłkarzy.
Bartek przechodzi rehabilitację po urazie kostki, wyjeżdża poza teren ośrodka na zastrzyk i masaże, więc spokojnie możemy wypytać o niego ludzi w klubie, przykładając ucho tu i tam. Każdy mówi nam niemal to samo, wystawiając byłemu zawodnikowi Cracovii piękną laurkę. - To bardzo młody
i utalentowany piłkarz, fajnie że u nas jest - zaznacza Mitch, odpowiedzialny w klubie za przygotowanie fizyczne. - W treningu wygląda bardzo dobrze, czas by zaczął już grać w lidze - dodaje gość odpowiedzialny za przygotowanie sprzętu meczowego, proszący o nie podawanie jego personaliów. - Miły i uprzejmy chłopak, nie mamy z nim w klubie żadnych problemów. Z każdym rozmawia, pyta pracowników co u nich słychać, jak się miewają. Widać, że rodzice dobrze go wychowali - wtrąca pracownik recepcji ośrodka klubowego dodając, że "Wasyl" cały czas ma na niego oko.

Po zajęciach pojawia się "Kapi" z informacją, że jego noga ma się coraz lepiej i do zgrupowania kadry Adama Nawałki powinien być w pełni sprawny. - Jestem dobrej myśli, czuję się coraz lepiej
i mogę przyjmować coraz większe obciążenia. Nic, tylko grać! - deklaruje. Po dwóch godzinach opuszczamy ośrodek, na koniec wpadamy jeszcze na Wesa Morgana, obrońcę i kapitana "Lisów", który na żywo sprawia ogromne wrażenie i jest wielki niczym sanktuarium. - Powiesz nam coś na temat Bartka Kapustki? - zagadujemy. - Chętnie, bo bardzo go lubię, ale dzień przed meczem (rozmawiamy 30 września, w przeddzień spotkania z Southampton - przyp.aut.) nie możemy rozmawiać z prasą. Sorry - rzuca i znika w swoim luksusowym aucie. Mija nas Jamie Vardy, ale powtarza tę samą formułkę, co Morgan. Islam Slimani także odmawia wypowiedzi z szerokim uśmiechem na ustach. - Lubię was, Polaków, ale nie chcę podpaść bossowi - usprawiedliwia się reprezentant Algierii. Co za pech…
W niedzielne przedpołudnie ruszamy przez miasto na King Power Stadium, dom mistrzów Anglii. Ulice Leicester, jednego z najstarszych miast w całej Anglii, zachowane są w typowym angielskim klimacie. Małe domki nawciskane blisko ulic, na dole z reguły mała gastronomia, na skromnym pięterku część mieszkalna. Leicester wygląda jak obrazek z Pontypandy, rodzimego miasteczka dzielnego strażaka Sama. - Faktycznie, coś w tym jest. Typowy angielski klimat. Miasto może nie jest największe, ale to tu, po Londynie, jest największa polonia w Anglii. Sporo polskich sklepów, mogę tu dostać wszystko, czego potrzebuję, więc nie tęsknię za polskim jedzeniem - opowiada Bartek.
Kiedy docieramy pod obiekt "Lisów", ciężko przebić się na klubowy parking. Niebieska rzeka kibiców sunie w stronę bram stadionu, słychać głośne śpiewy, które przypominają o tym, że Leicester City to wciąż najlepsza drużyna w całym Królestwie Wielkiej Brytanii. Na parkingu dla zawodników spotykamy ochroniarza Matta, który wygląda, jakby był czynnym zawodnikiem drużyny rugby Leicester Tigers, wielokrotnego mistrza Anglii. - To "Big Matt". Sami widzicie, że piłkarze mogą czuć się bezpiecznie - uśmiecha się Bartek. Wchodzimy na stadion, w pomieszczeniu dla gości
i znajomych piłkarzy, spotykamy "Wasyla" w towarzystwie Dariusza Dudki, który przyleciał odwiedzić przyjaciela. Rozmawiamy luźno, ale widać, że piłkarzowi Lecha nie jest obojętny los byłego pasiaka.

- Dostaliśmy wolne w klubie, jest przerwa na kadrę, więc postanowiłem odwiedzić mojego przyjaciela Marcina Wasilewskiego i zobaczyć w akcji mistrzów Anglii. Szkoda, że ani "Wasyl", ani Bartek Kapustka nie pojawili się na murawie. "Kapi" musi być cierpliwy, spokojnie zaczekać na swoją szansę. Wiem, że ciężko pracuje na treningach i dobrze się prezentuje, bo "Wasyl" informuje mnie na bieżąco - opowiada pomocnik "Kolejorza".
- Co dalej, jeśli wciąż Bartek nie będzie grał? Jestem doświadczonym graczem i wiem, że
w przypadku Bartka, młodego chłopaka, każde pół roku bez gry, będzie czasem straconym. Jeśli nie będzie mu dane grać w Leicester, powinien w grudniu czegoś poszukać i pójść na wypożyczenie. Myślę, że chętni na Bartka będą, musi zacząć grać. Nie polecałbym mu wypożyczenia do Championship, bo to jeszcze bardziej fizyczna liga, niż Premier League. "Wasyl" mi opowiadał, jak "Kapi" ostro zasuwa i nic innego nie może zrobić, tylko próbować przekonać do siebie Ranieriego na zajęciach, skoro nie daje mu pograć - kończy Dudka.
Mecz Leicester z Southampton kończy się bezbramkowym wynikiem. Kibice są wielce zawiedzeni, schodzącego do tunelu Ranieriego żegna dobrze słyszalna porcja gwizdów. - Zdobyliśmy punkt
i zachowaliśmy czyste konto. Goście byli od nas lepsi, dlatego taki wynik jest OK. Mieliśmy swoje szanse, ale Southampton stworzył sobie groźniejsze sytuacje. Nie gramy energetycznie, ale mamy mało czasu na odpoczynek pomiędzy meczami. Teraz w klubie zostaje 6-7 piłkarzy, reszta rozjeżdża się na zgrupowania swoich reprezentacji. Wrócą 2-3 dni przed ligowym meczem z Chelsea, a za chwilę czeka nas Liga Mistrzów. Musimy sobie jakoś z tym poradzić - przyznał w wywiadzie dla lokalnej gazety "Leicester Mercury" menedżer Leicester City.
Kibice powoli tracą cierpliwość do ekscentrycznego Włocha. Drużyna po siedmiu seriach gier zajmuje odległe 12. miejsce w tabeli Premier League, odniosła zaledwie dwa zwycięstwa, zremisowała dwa mecze, przegrywając trzy. Bilans bramkowy 8-11 też nie powala na kolana. Fani "Lisów" żądają świeżej krwi w zespole.
- Mamy tego dość! Co weekend to samo, grają ci sami piłkarze, a drużynie nie idzie. Ranieri musi coś zmienić, bo za chwilę okaże się, że będziemy się znów bronić przed spadkiem - wścieka się Lloyd, zagorzały fan ekipy Leicester. - Kapustka nie gra wcale, Ahmed Musa sporadycznie, Demaray Gray wchodzi na końcówki, a "Wasyl" gra od święta. Potrzebujemy młodych, zdolnych graczy, takich jak Bartek. Na Euro grał jak z nut, dlatego chcemy go wreszcie zobaczyć w akcji w koszulce Leicester. Wasilewski to zwierzę, jego też potrzebujemy, ma niesamowitą energię. Jest doświadczony, może kierować młodszymi graczami - dodaje Lloyd.
- Kompletnie tego nie pojmuję, dlaczego Kapustka nie gra - mówi łamiąc sobie język na polskim nazwisku Jesse, inny fan "Lisów". - Kiedy tu przychodził, byliśmy pełni nadziei, że pomoże drużynie
w nowym sezonie. I co? I wciąż czekamy, ale nasza cierpliwość powoli się kończy. Nie chcę się denerwować, więc na tym zakończę.
Kiedy stadion kompletnie już opustoszał, odwiedzamy imponujących rozmiarów sklep klubowy, który mieści się na stadionie. Jest pełen turystów, głównie z Japonii. Na trybuny King Power Stadium ściąga ich Shinji Okazaki, który w minionym sezonie był ważnym ogniwem w mistrzowskiej drużynie Ranieriego. Zagadujemy jednego z fanów z Kraju Kwitnącej Wiśni.
- Okazaki jest w naszym kraju bardzo popularny, w końcu gra e kipie mistrza Anglii. Dużo ludzi śledzi jego poczynania, więc ze znajomymi postanowiliśmy wreszcie zobaczyć goi na żywo - relacjonuje Hitoshi Isao, pochodzący z Osaki. Próbuję go namówić, żeby wypowiedział nazwisko Kapustka. Podejmuje kilka prób, ale w końcu się poddaje. - Wasz język jest trudny, niemal tak samo… jak japoński dla Europejczyków - uśmiecha się Hitoshi. - Życzę wam, żeby polski piłkarz grał przynajmniej tyle, co Okazaki.
W sklepie klubowym rozmawiamy z Grahamem, który obsługuje maszynę wykonującą nadruki na koszulkach. Pytamy o Bartka. - Trochę jego koszulek sprzedaliśmy, ale zapewne byłoby ich więcej, gdyby grał. Znamy go, czasem do nas zagląda, bardzo pozytywna postać. Może kiedyś będzie
w Leicester tak popularny, jak "Wasyl"? - zastanawia się Graham.

Na razie Kapustka musi zdobyć uznanie Ranieriego, który wciąż stawia głównie na piłkarzy, którzy zdobyli mistrzostwo w poprzednim sezonie. Włoski szkoleniowiec nie lubi za dużo mieszać
w składzie, jeśli nie musi. Wasilewski wie, że on będzie grał rzadko, ale w pełni zaakceptował swoją rolę w drużynie. Z kolei 20-letni reprezentant Polski karierę ma jeszcze przed sobą, daje sobie czas czas i nie podda się w walce o wyjściową jedenastkę. 

- Taki mam cel. Jestem ambitny, trudno mnie zniechęcić, chociaż jak nie gram, to różne myśli przychodzą mi do głowy. Zastanawiam się wtedy, czy dobrze zrobiłem… Ale spokojnie, wciąż poznaję nowy kraj oraz ligę, przyglądam się i uczę, bo chcę wyciągnąć jak najwięcej dla siebie - kończy z optymizmem Kapustka.

Tekst: Tomasz Gawędzki

Zdjęcia: Maciej Gillert/mediapictures.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz