wtorek, 19 lipca 2016

Napisałeś książkę? Jak!?

Stało się coś, o czym marzyłem od dziecka – napisałem książkę sportową. W sumie to piłkarską. Mocno osadzoną w historycznych realiach. Galicja i te sprawy. Dla wielu ludzi nic ciekawego. Szału nie ma, dupy nie urywa. Jeśli jednak do tej zamierzchłej Galicji dodamy Cracovię - najstarszy, nieprzerwanie istniejący polski klub piłkarski, to robi się ciekawie.
A jak się to robi, żeby było ciekawie? Ano tak…


Jakiś czas temu odwiedziłem swój rodzinny Ostrowiec Świętokrzyski i wśród swoich „skarbów”
z dzieciństwa znalazłem małą, pomiętą karteczkę. Kiedy się jej bliżej przyjrzałem, udało mi się odczytać kilka zdań. Pisaliśmy lata świetlne temu na lekcji wychowawczej w podstawówce, co chcielibyśmy osiągnąć/zrobić, jak już będziemy dorośli. Nie chciałem być policjantem, strażakiem, czy marynarzem. Oczywista sprawa - chciałem być piłkarzem. Przez chwilę nawet byłem. Lewą nogę miałem nie gorszą niż Christo Stoiczkow czy „Maradona Karpat” - Georghe Hagi. A zapatrzony byłem w „Małego Buddę” - Roberto Baggio. No cóż, nie udało mi się trafić do wielkiego klubu.
Bywa i tak, nie jestem pierwszym i ostatnim zmarnowanym talentem piłkarskim w tym kraju.

Dalej na tej mojej małej chińskiej karteczce napisałem, że chciałbym mieć rodzinę, przynajmniej dwójkę dzieci, jakiś mały biały domek, żeby nam wszystkim dopisywało zdrowie… Napisałem też, że chciałbym napisać i wydać książkę. Nie doprecyzowałem jaką, ale pamiętam, że wtedy mocno interesowałem się historią naszego kraju, w szczególności II wojną światową, o której godzinami słuchałem opowieści mojego taty. Przypuszczam więc, że mogło mi chodzić o książkę wojenną, historyczną. I w sumie… taką napisałem.

„Cracovia znaczy Kraków. Historia w Pasy” to książka przede wszystkim historyczna, która przybliża dzieje tego fantastycznego klubu. Jest tam też o wojnie i to nie jednej. Są fragmenty piękne i wzniosłe, ale również te naznaczone krwią i terrorem. Duma, chwała, historia, tradycja
- to wszystko w niej jest. Jest też akcja, bo w „tamtych czasach” wiele się działo. W sumie to powieść historyczna z piłką nożna w tle. Chyba od dziecka właśnie tak miała wyglądać moja wymarzona książka. Jak ją napisałem? Całym swoim sercem, doprawiając łyżką wiedzy, zakrapiając kroplą warsztatu, dodając szczyptę anegdot. Smacznego!



Legendarny „kiero” Cracovii - pan Maciej Madeja - kiedy pracowałem w klubie jako rzecznik prasowy zawsze pytał mnie, czy bym potrafił napisać książkę. Uparcie odpowiadałem, że pewnie nie. Mój tato również był ciekawy, czy jego młodszy syn umie pisać o piłce tak barwnie, jak o niej opowiada. Wierzył we mnie, przekonywał, że dam radę. Ale się bałem. Nie chciałem. Teraz żałuję, bo ani pan Maciek, ani mój tata tej książki nie doczekali. Czeka mnie wysyłka tam, na górę…

Wy, drodzy potencjalni czytelnicy, będzie mogli ją przeczytać (pojawi się w księgarniach 3 sierpnia). Tylko nie zwlekajcie, nie wahajcie się, bo jestem strasznie ciekawy Waszych opinii. Czy mi się udało połączyć historię z piłką nożną w takim wydaniu, że nie będziecie mieli ochoty odłożyć książki na półkę po przeczytaniu kilku kartek? Zżera mnie ciekawość, drąży moje wnętrzności, zatruwa sny, dręczy o porankach, nachodzi wieczorami. Dajcie znać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz